BiegamTesty/recenzjeMeb Keflezighi 26 maratonów moje życie w biegu

     Ostatnio wydawnictwo Studio Emka wysłało zapewne każdemu „blogerowi”, który pisze coś o bieganiu i ma powyżej trzech lajków na Fejsbooku 🙂 książkę: 26 Maratonów Moje życie w biegu Meb’a Keflezighi’ego. Zwykle nie wchodzę w takie tematy. Wiąże się to niestety często z sugestią jaki ma być wynik recenzji produktu/marki, no albo „dawca” mierzy wartość recenzenta ilością lajków. Ja jestem szczupły w lajki, więc zwykle jestem poza tym mainstreamem.  No jest to trochę śmieszne, ale tak jest 🙂
Ale w tym przypadku pomyślałem, że książka to książka – bez warunków po przeczytaniu i bez konieczności robienia z tym dalej czegokolwiek. Zawsze coś w głowie zostanie no i podbiję miałkie statystyki „czytelnictwa w Polsce”. Zatem czemu nie, zgarnąłem, kilka wieczorów no i przeczytane. Teraz, po jej przeczytaniu, spieszę z opisem moich odczuć. Wierzę, że ktoś skorzysta – nie jestem samolubny 🙂 Ale po kolei.

O autorze

     Autorem książki jest Meb Keflezighi pochodzący z Erytrei, który w 1987 roku przeniósł się do USA. Od 1988 roku stał się obywatelem Stanów Zjednoczonych i wyczynowym biegaczem. Meb zakończył karierę w 2017 roku. Przebiegł w sumie 26 maratonów i każdy rozdział jest poświęcony jednemu z tych maratonów. Oprócz wspomnień z każdego z biegów, Meb opisuje różne ciekawostki z przygotowań do zawodów, taktykę,  trochę szczegółów z życia prywatnego. Ponadto jest też trochę na temat odżywiania oraz opis doświadczeń i wniosków, które wyciągał po każdym ze swoich maratonów.

Zestawienie maratonów Meb’a

2002 r. Maraton Nowojorski – 2:12:35 Miejsce:9
2003 r. Maraton Chicagowski – 2:20:03 Miejsce: 7
2004 r. Kwalifikacje Olimpijskie – Birmingham – 2:11:47 Miejsce: 2
2004 r. Maraton Olimpijski – Ateny – 2:11:29 Miejsce:2
2004 r. Maraton Nowojorski – 2:09:53 Miejsce:2
2005 r. Maraton Nowojorski – 2:09:56 Miejsce:3
2006 r. Maraton Bostoński – 2:09:56 Miejsce:3
2006 r. Maraton Nowojorski – 2:22:02 Miejsce: 20
2007 r. Maraton Londyński – DNF
2007 r. Kwalifikacje Olimpijskie – Nowy Jork – 2:15:09 Miejsce:8
2009 r. Maraton Londyński – 2:09:21 Miejsce:9
2009 r. Maraton Nowojorski – 2:09:15 Miejsce:1
2010 r. Maraton Bostoński – 2:09:26 Miejsce:5
2010 r. Maraton Nowojorski – 2:11:38 Miejsce:6
2011 r. Maraton Nowojorski – 2:09:13 Miejsce:6
2012 r. Kwalifikacje Olimpijskie – Houston – 2:09:08 Miejsce:1
2012 r. Maraton Olimpijski – Londyn – 2:11:06 Miejsce:4
2013 r. Maraton Nowojorski – 2:23:47 Miejsce:23
2014 r. Maraton Bostoński – 2:08:37 Miejsce:1
2014 r. Maraton Nowojorski – 2:13:18 Miejsce:4
2015 r. Maraton Bostoński – 2:12:42 Miejsce:8
2015 r. Maraton Nowojorski – 2:13:32 Miejsce:7
2016 r. Kwalifikacje Olimpijskie – 2:12:20 Miejsce:2
2016 r. Maraton Olimpijski – Rio de Janeiro – 2:16:46 Miejsce:33
2017 r. Maraton Bostoński – 2:17:00 Miejsce 13
2017 r. Maraton Nowojorski – 2:15:29 Miejsce:11

Moje wrażenia

Żeby nie było zbyt różowo, zaczynam od małego minusika 🙂 To czego ja nie popieram, to podejście Meb’a przed zawodami. Chodzi o to, że bardzo ostrożnie wypowiadał się na temat swoich oczekiwań co do startu i tego co chce w rzeczywistości osiągnąć. W praktyce zakładał przed startem, że zawsze walczy o zwycięstwo, ale wprost tego nie mówił. A jeśli mówił to tylko w najbliższym otoczeniu. Hołdował zasadzie:

„Nie obiecuj zbyt wiele i staraj się pozytywnie zaskakiwać wynikami”

i gdzieś dalej pisze:

„Jako biegacze jesteśmy niesamowicie zmotywowani. Często bywamy dla siebie najbardziej zaciekłymi krytykami. Wywieramy na siebie wystarczającą presję i nie ma sensu jej podsycać poprzez mówienie całemu światu, czego mamy zamiar dokonać.” 

Zresztą zauważyłem, że przed zawodami takie podejście ma wielu sportowców. Oczywiście pomaga im to zmniejszyć obciążenie, presję psychiczną. Być może pozwala też trochę ukryć taktykę, ale mi jednak dużo bliższe jest podejście Kipchoge 🙂 – przecież wiadomo, że On zawsze leci po wygraną/rekord i się z tym nie kryje.

Zapasowe cele

Ciekawą rzeczą, którą wyczytałem a którą sam stosuję jest wyznaczanie sobie tzw. zapasowych celów. Chodzi w skrócie o to, że jeśli zaczynasz wyścig z myślą o zwycięstwie i w którymś momencie to staje się nierealne, to nie rezygnujesz i np. nie schodzisz z trasy. Przechodzisz do realizacji następnego, zapasowego celu np. „walczę o podium„. Gdy ten także staje się nierealny kolejnym zapasowym celem może być np. „będę w pierwszej dziesiątce„. Sam to stosuję prawie zawsze z tym, że jeszcze o tym nigdzie nie przeczytałem, dopiero tutaj 🙂 Dobrze jest się dowiedzieć, że sam niezależnie od Meb’a stosuję takie podejście i Wam też oczywiście mocno polecam.

Trochę za dużo o tej samej kontuzji 

Kolejny plus tym razem lekko ujemny 🙂 który podczas czytania powodował u mnie zmieszany wyraz twarzy 🙂 Były to opisy problemów ze stopą. Meb miał przewlekłą kontuzję, która się odnawiała po każdym z maratonów. Według mnie trochę za dużo jest poświęcone tym opisom. Szczegółów jak bardzo uciążliwa była ta kontuzja. W zasadzie kolejne obszerne opisy, nie wnosiły nic więcej niż na początku. Takie podejście zauważam u innych sportowców. Gdy coś się nie powiedzie zaczynają wyliczać jakie to przeszkody piętrzyły się u nich przed zawodami. W zasadzie pomimo porażki biorąc pod uwagę ogólne zło i tak im dobrze poszło 🙂 No to jest jakieś uwiarygodnienie własnej porażki i brak odwagi wzięcia odpowiedzialności „na klatę”. Nie sztuka jest znaleźć super argument dlaczego się nie powiodło, sztuką jest pomimo wszystkich przeciwności zrealizować swój cel. Taka uciążliwość jest niektórym na rękę, stanowi coś w rodzaju alibi na wypadek porażki. Tylko że w przypadku Meb’a jest jedna podstawowa różnica – On tych porażek miał bardzo mało 🙂 Więc to nie jest opis porażek z bardzo dobrym uzasadnieniem. Tutaj znajdziemy opis tego jak pomimo przeciwności udaje się wyjść z tego zwycięsko. To akurat na mnie działa 🙂

Esencja książki

Oprócz powyższych fajnych i średnio fajnych odczuć, chciałbym napisać jeszcze o esencji. O tym co tak naprawdę uświadomiła mi ta książka. Jak obnażyła moje dotychczasowe fałszywe wyobrażenie o tym, że wyczynowcom maraton wychodzi tylko nieraz i jest to zupełnie normalne. Serio – ja uznałem, że nie da się regularnie i równo biegać na przyzwoitym poziomie 🙂 Po śledzeniu Kipchoge zacząłem już przeczuwać, że jednak się da, no ale Kipchoge jest kosmitą 🙂
Generalnie wcześniej jakoś znałem osiągnięcia Meb’a, ale nie śledziłem aż tak szczegółowo jego kariery. Nie miałem świadomości, że ma na koncie 3 wygrane maratony w tym Maraton Bostoński i Nowojorski. Czterokrotnie zajmował drugie miejsca z czego raz w maratonie olimpijskim w Atenach zdobywając wicemistrza olimpijskiego. Ale zwycięstwo to jedno, istotne jest z jakimi zawodnikami rywalizował m. in. Paul Tergat (2:04:56) czy Wilson Kipsang (2:03:23). Dla porównania, rekord życiowy Meb’a to 2:08:37 z 2014 roku z Bostonu. Startował On zatem z wielokrotnie szybszymi zawodnikami jeśli chodzi o rekordy życiowe. Często stawał na starcie i w rankingu życiówek był daleko, a jednak kończył wyścig w czołówce. Meb nawet nie był bliski wynikowi jakim jest rekord Polski (2:07:39) a wygrywał maratony obsadzone najszybszymi zawodnikami na świecie. To daje dużo do myślenia dla wyczynowców, szczególnie w kontekście prowadzenia swojej kariery. Dalej dla bezpieczeństwa nie brnę w te rozważania 🙂
Dodatkowo – z jakiegoś względu nie leciał do Berlina lub gdzieś gdzie są łatwe trasy po to, żeby szlifować swoją życiówkę. Być może dlatego, że wiedział że wygrana w Nowym Jorku na trudnej trasie jest nieporównywalna od wykręcenia dobrego czasu gdzieś, w jakimś maratonie z pacemekerem 🙂 On to wiedział, a nie wszyscy wiedzą 🙂  Dlatego jest taki popularny a inni z lepszymi rekordami życiowymi jakoś mniej.

Kolejna rzecz, która mnie mocno zaskoczyła, to ponadprzeciętna systematyczność uzyskiwanych wyników. Spójrzcie na poniższy wykres – po prostu musiałem to zobrazować 🙂 Tutaj jest 16 lat biegania maratonów bez żadnej przerwy, często są to 2 lub 3 maratony w roku! On jest nawet lepszy ode mnie 🙂 – ja miałem rok 2011 bez maratonu.
Ponowię przy tym „apel”, który już gdzieś rzuciłem: nie wierzcie w to, że maraton to jedna wielka niewiadoma lub jak niektórzy mówią – „loteria” 🙂 Meb jest najlepszym przykładem, że tak nie jest. Umiejętność przygotowania się do docelowej imprezy i realizacja założeń jest tutaj bliska perfekcji. Wiadomo, zdarzyły się też słabsze występy, nawet mające mocne uzasadnienie, ale nie są to kompletne porażki. Być może patrzę na to z lekko wypaczonej perspektywy bo raczej interesuję się więcej polskim podwórkiem, ale ta regularność robi wrażenie.

Meb Keflezighi


Podsumowując

Jeśli chodzi o książkę to czyta się ją super szybko i lekko. Język może nie jest jakiś wybitny, nie zaskoczy Was pod względem literackim, ale to nie ta kategoria książki – nie znajdziecie określeń w stylu „gromobicie ciszy” 🙂 Tutaj jednak liczy się treść. Ja byłem bardzo zainteresowany tą treścią i to z każdym rozdziałem coraz bardziej. Dodatkowo więc, z zapałem pochłaniałem kolejne rozdziały. Inaczej byłoby zapewne w przypadku jakiegoś poradnika biegowego, gdzie duża część byłaby dla mnie mniej lub bardziej znana. W tym przypadku bardzo pobieżna znajomość kariery i dokonań Meb’a zadziałała z korzyścią.
Pomimo tego, że już na początku każdego rozdziału Meb zdradza jaki maraton będzie opisywany oraz jaki wynik i miejsce w nim uzyskał, to nadal czyta się to z dużym zaciekawieniem. Być może pod względem praktycznych rzeczy, które można wdrożyć u siebie są inne, bardziej wartościowe książki, ale 26 maratonów Moje życie w biegu dostarczyła mi dużą dawkę i tak już nie małej motywacji. Nie sięgałem po nią z takimi oczekiwaniami a jednak zakończyłem z potężnym ładunkiem motywacji i wiary na przyszłość. I mówię Wam – gdzieś ten ładunek zdetonuję! 🙂

P.S. Kusiło, żeby opisać więcej i bardziej szczegółowo, bo jest o czym, nie chciałem jednak psuć Wam lektury. Wspomnę tylko że jest sporo o taktyce w maratonie 🙂

Na koniec 🙂 – jeśli chcielibyście podzielić się recenzją książki, którą Wy przeczytaliście i uważacie że warta jest przeczytania i polecenia – piszcie – postaramy się zrobić z Was gwiazdę Internetu 🙂 no albo co najwyżej gwiazdkę tego bloga 🙂

Jeśli podobała Ci się recenzja to udostępniaj znajomym – Patryk z Grudziądza przeczytał i nie udostępnił i podczas wizyty w toalecie wpadł mu telefon do muszli. Przypadek – nie sądzę 🙂

 

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opublikuj komentarz