Zawody

      Tegoroczny 13. Półmaraton Warszawski podobnie jak rok temu, wykorzystałem do zrobienia odpowiedniego podkładu pod dalsze jednostki treningowe. Trochę żal, że nie mogłem się ścigać i walczyć o życiówkę bo warunki do tego były znakomite. W przyszłym roku trzeba  to będzie zaplanować lepiej 🙂 .

Przed startem

      Jeszcze w momencie zapisów tj. 8 marca miałem nadzieję, że uda mi się zrealizować kilka szybszych treningów do dnia zawodów. Od początku nie było mowy żeby walczyć tutaj o wynik a jedynie o dobre tempo na niskim tętnie. Niestety pogoda w lutym i marcu nie była sprzyjająca szybkiemu bieganiu. W rezultacie wypadło mi sporo dni bez treningu, a te które realizowałem nie były dobre jakościowo 🙂 . Tygodnie zamykałem na poziomie 60-70 km czyli objętościowo bez szału. Trzeba było jednak zaakceptować to co jest i robić dalej konsekwentnie swoje.

Tydzień poprzedzający półmaraton nie był idealny. Musiałem zrezygnować z dwóch treningów. We wtorek w ramach lekkiego pobudzenia zrobiłem 10 odcinków po 1 km. Męczyłem się niemiłosiernie na tempie 3’16” – 3’18”. Utwierdziłem się wtedy w swoich oczekiwaniach co do wyniku na zawodach. Bieg w drugim zakresie ewentualnie bieg podprogowy to max 🙂 . Dodatkowo chciałem pobiec tak, żeby bez odpoczynku od razu w poniedziałek dołożyć trochę kilometrów.

Po drodze, kilka dni przed startem wystąpiły jeszcze jakieś niespodziewane komplikacje z pakietem startowym. Okazało się, że usługa dostarczenia pakietu przez kuriera (za którą oczywiście zapłaciłem) nie może być zrealizowana. Swoją drogą koszt kuriera 35 zł 🙂 – płaciliście kiedykolwiek tyle za wysyłkę o gabarytach chudej reklamówki?
W środę dostałem telefon, że nie dostarczyłem skanu oświadczenia, który jest niezbędny do wysłania pakietu. Oczywiście w e-mailach potwierdzających rejestrację/nadanie numeru startowego o tym słowa nie było. To tzw. strategia marketingowa typu „domyśl się”  🙂 . Na zapytanie do organizatora z czego to wynika otrzymałem oczywistą odpowiedź – z regulaminu pkt 8 który mówi że … terminy opłaty i dosłania oświadczenia mijają 5 marca. Ja wyklikałem opcję kuriera 8-go 🙂 .
Ale nie pozwólmy żeby niedojrzałości biznesowo-marketingowe przesłoniły całe dobro zawodów 🙂 . Zostawiam żale i idę dalej. W piątek z Dariuszem Korzeniowskim odebraliśmy po pakiecie robiąc jeszcze luźne 8 km wokół Stadionu Narodowego. Razem z dobiegami na liczniku 12 km.

Dzień startu

Start treningowy to duża pokusa żeby przetestować kilka rzeczy w warunkach bojowych. Tak było i tym razem.

1. Start na minimalnym śniadaniu – to już testowałem rok temu. I tym razem kanapka z dżemikiem z rana + pół kubka słodkiej herbaty. Zupełnie na głodnego to by było za dużo – start był dopiero o godzinie 10 – zbyt mocno bym się męczył 🙂
2. Zero picia/jedzenia na trasie. Wprawdzie było względnie ciepło, ale bez picia dało się biec. Gdybym się ścigał zjadłbym pewnie jakiś żel, jednak półmaraton to zbyt krótko, żeby poczuć kryzys energetyczny. Zawsze to jednak jakiś bodziec dla organizmu.
3. Test odzieży 🙂 – opaski, skarpetki itp. To dobry moment żeby pobiec w czymś czego nie założyłbym na docelowe zawody. Tutaj sukces był połowiczny, raczej zostanę przy swoim sprawdzonym zestawie.

Pogoda w niedzielę była wymarzona do szybkiego biegania. Zaparkowałem 300 m od startu. Chciałem maksymalnie optymalizować logistyczne sprawy, bo od razu po przybiegnięciu musiałem szybko znikać do domu na imprezę rodzinną 🙂 .
Z początku, na rozgrzewce trochę zimno – w zasadzie na granicy komfortu. Ale wbrew pozorom tak jest idealnie. Na trasie po kilku kilometrach robi się wtedy super komfortowo.

Start

Stanąłem tuż za pierwszą linią, Sen o Warszawie i wystartowaliśmy.
Planowane tempo to okolice 3’30”/km ale bardziej interesowało mnie tętno. Poziom którego nie chciałem przekraczać to 160 ud/min. Pierwszy kilometr na dużym hamulcu, międzyczas 3’16”.

Tuż po starcie już żałowałem że nie biegnę na wynik – dużo żwawych zawodników 🙂 

Pierwsza piątka na hamulcu

Za szybko ale wiem, że zawsze pierwszy km tak wychodzi więc bez paniki. Tylko delikatnie zwolniłem. Dalsze kilometry już bliższe zakładanego tempa, okolice 3’25”. Pierwsza 5-tka  17:05. Biegło się jeszcze dosyć luźno. To głównie zasługa profilu trasy. Do 7. kilometra było w zasadzie z górki.

13 półmaraton warszawski trasa

Minęło mnie kilku znajomych m. in. Artur Jabłoński, ale nie dałem się ponieść i odpuściłem. Wiedziałem, że to by się dalej dla mnie źle skończyło. Kolejne kilometry jakoś wolniej, straciłem koncentrację, trochę się zamyśliłem 🙂 . Kilka międzyczasów z rzędu nawet nie spojrzałem na zegarek. W efekcie tempo lekko spadło, jak teraz patrzę tempo oscylowało nawet powyżej 3’30”/km. Międzyczas na 10 km 34’22” – jak na trening to mogę to przełknąć ale do euforii daleko 🙂 . Tętno cały czas na granicy 160, w płucach komfort, w nogach w miarę luz. Na 12 kilometrze podbieg na most świętokrzyski. Niby lekko się zebrałem nadal trzymając tętno – jakby trochę ciężej. Patrzę na tempo – 3’38” – tak wolno to już przesada 🙂 . Ale tak to jest jak nie jest się w gazie. Normalnie tego podbiegu bym nie zauważył. Wyprzedziło mnie ponownie kilku zawodników. Nawet przez jakiś czas próbowałem się ich przytrzymać . Nie to żebym zwykle biegał w jakimś czubie w zawodach, ale takiego wyprzedzania to dawno nie zaznałem. Dziwne uczucie i na pewno wymagało chłodnej głowy, żeby się nie złapać za kimś i nie walczyć. To chyba już jest we krwi 🙂 .

Od 14-go  kilometra już pełne opamiętanie. Biegłem równo, bez szarpania. HR spadł poniżej 160, na tempo nie patrzyłem. W zasadzie myślami byłem już poza tym biegiem. Dowiozłem się w komfortowym tempie powoli w głowie precyzując treningi na najbliższy tydzień. Czas na mecie 1:13:20 i przejście za metą bezpośrednio w easyrun do samochodu 🙂 .

Podsumowanie

      Bieg może nie obfitował u mnie w jakieś mega emocje, ale w takich startach też widzę dużą wartość. Daje to przede wszystkim możliwość rożnych eksperymentów, na które nie można sobie pozwolić podczas walki o czas.
Trasa i pogoda były po prostu wymarzone do biegania na wynik. Z moich startów w Warszawie to były zawody chyba z największa ilością kibiców – na pewno po części ze względu na pogodę.
Ponownie miałbym z kim biec na życiówkę. W przedziale 70-71 minut było aż 7 osób, tak samo jak rok temu. Mam nadzieję że za rok też tak będzie a ja spróbuję się ustawić na walkę. Jako amator nie wyjeżdżam trenować do ciepłych krajów więc w zasadzie dużo zależy od tego jaka będzie zima.
Teraz póki co muszę przekuć to co nabiegałem we wzrost formy. Trochę ożywić tempo treningów i je urozmaicić. No bo ile można robić tych wybiegań w wolnym tempie 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opublikuj komentarz