Testy/recenzje

    Od początku września miałem okazję biegać w najnowszych butach Nike – Nike Zoom Fly i Nike Vaporfly 4%. Test znakomicie wpasował się w mój start w Maratonie Warszawskim. Tam mogłem w warunkach bojowych wypróbować rasowe startówki Nike.

[toc]

Breaking2

Słowo wprowadzenia – dlaczego powstały te buty. Zaczęło się od projektu Breaking2 czyli próby złamania 2 godzin w maratonie – w skrócie dla niewtajemniczonych:

    Nike zaaranżował sześcio-miesięczne przygotowania do biegu maratońskiego, którego celem było złamanie nieosiągalnej jak dotąd granicy 2 godzin. Głównymi bohaterami byli Eliud Kipchoge, Lelisa Desisa i Zersenay Tadese.  Próba miała miejsce 6 maja 2017 roku na włoskim torze Autodromo Nazionale Monza kojarzonego wcześniej z Formułą 1. Chociaż ostatecznie próba zakończyła się czasem powyżej 2 godzin (02:00:25), to jednak cały projekt można uznać za sukces. Bohaterowie projektu, w tym oczywiście zwycięzca Eliud Kipchoge, biegli w specjalnie na tę okazję zaprojektowanych przez Nike butach Nike Zoom VaporFly Elite.
Jeśli chodzi o marketing, to Nike rozegrał to mistrzowsko. Zaangażował do projektu profesjonalistów i zrobił wielki szum wokół wydarzenia już na długo przed biegiem. Obok zawodników mocno promowane były buty z kosmiczną technologią 🙂 w których biegli zawodnicy. Nike Vaporfly Elite niedostępne w sprzedaży dla przeciętnych użytkowników, jeszcze bardziej wywoływały zainteresowanie. Wyprodukowano około 100 par, które można było zdobyć albo wprost od Nike albo np. w takim konkursie (ale tylko w USA 🙂 ).

Czas Kipchoge tylko 25 sekund gorszy od zakładanego rekordu sprawił, że wielu zastanawia się na ile buty przyczyniły się do tak znakomitego wyniku.
Oprócz dedykowanych butów, całość biegu była prowadzona na idealnie płaskiej trasie, w równym tempie i z 30-tką pacemakerów. Dodatkowo przed grupą biegaczy jechał samochód elektryczny (Tesla) z ogromnym zegarem na dachu,  tworząc tunel aerodynamiczny. Samochód jechał idealnym tempem na czas 1:59:59. Dodatkowo z tyłu samochodu wyświetlana była laserowa linia,  której należało się trzymać. To miała być idealna odległość zawodników od samochodu dająca maksimum zysku aerodynamicznego.

Widać więc, że tych ułatwień było dużo, stąd m.in. uzyskany rezultat nie mógł być uznany za rekordowy (chociaż głównie chodziło o dołączających podczas biegu pacemakerów, co podczas normalnego biegu jest niedozwolone).


Jeszcze przed biciem rekordu Nike nieoficjalnie testował buty Vaporfly. W lekko zakamuflowanych z wierzchu prototypowych butach, Kipchoge biegał już wcześniej maratony.  Wygrał w nich m.in. maraton w Londynie w 2016 roku, ponadto całe podium Igrzysk Olimpijskich w maratonie także należało do tego prototypowego modelu.

Trudność w określeniu na ile poszczególne elementy wpłynęły na historyczny wynik 02:00:25, dała duże pole manewru dla oddziału marketingu Nike. Wydaje się, że najważniejszym czynnikiem wspomagającym Kipchoge była osłona przed wiatrem. W Warszawie biegłem samotnie maraton i niestety wiem co to znaczy brać opór powietrza na siebie przez całe 42 kilometry.
Buty najprawdopodobniej nie przyczyniły się do wyniku ani w 3 ani w 4 procentach, ale raczej nie zaszkodziły 🙂 .

Bieg Nike/Breaking2 można obejrzeć w całości na youtube

[embedyt]https://www.youtube.com/watch?v=26Vhcxatsms [/embedyt]

Największym sukcesem Nike w mojej ocenie było to, że w zasadzie zepchnął on konkurencyjną firmę Adidas nawet nie do narożnika, ale pokazał jej miejsce na trybunach 🙂 – pozwolił co najwyżej obserwować całą rozgrywkę.

Co prawda Adidas odpowiedział swoim projektem Breaking2 i modelem Adidas adizero Sub2, ale mało kto z szerszej publiczności się tym zainteresował. W Maratonie w Berlinie tego roku Wilson Kipsang, Patrick Makau i Felix Kandie biegli w super butach Adidasa, ale na Kipchoge to było za mało.

Z drugiej strony prawda jest taka, że aktualny rekord świata w maratonie należy do Dennisa Kimetto, który w roku 2014 przebiegł ten dystans w czasie 2:02:57. Biegł wtedy w Adidas adizero Adios Boost 2.0 🙂 .
Idąc dalej: ostatnie 4 rekordy świata były poprawiane także w Adidasach. Z trzeciej jednak strony 🙂 różnice pomiędzy Nike i Adidas są raczej na poziomie kilku sekund, co dla przeciętnych biegaczy ma tylko prestiżowe znaczenie.

Ale to nie o tym kto jest lepszy miało być 🙂

Nike Fast Pack

Wracając do projektu Breaking2 – zamykając projekt na wypromowaniu najszybszego buta, który nie będzie dostępny dla konsumentów byłoby oczywistym marnotrawstwem potencjału tego przedsięwzięcia. Nike stworzył zatem całą linię butów tzw. Nike Fast Pack zawierających w różnym stopniu ilość znakomitej technologii. I tak powstały buty linii Zoom w kolejności od najlepszych do najsłabszych 🙂

  1. Nike Zoom Vaporfly 4%
  2. Nike Zoom Fly
  3. Air Zoom Pegasus 34

Najmniej ekscytującymi w tym zestawieniu jeśli chodzi o technologię są Nike Air Zoom Pegasus 34. Jest to po prostu kolejna wersja buta treningowego – waga w okolicach 300 gram. Biegam w tych butach od wersji 26 i je cenię, ale nie o nich będę pisał.

Nike Zoom Fly ważą około 250 gram. But przeznaczony jest raczej do treningów. Ja póki co używam go w takim celu, przebiegłem w nich około 300 km. Dla większości ten model doskonale sprawdzi się także jako but startowo-treningowy. Co prawda Adidas Boost waży także około 250 gram i jest uważany jako rasowa startówka, jednak ta waga podczas zawodów jest wyraźnie odczuwalna – przynajmniej dla mnie.

Dlaczego podkreślam tę wagę?
Generalnie każde dodatkowe 100 gram w bucie, zwiększa koszt biegu o 1%. Takie wyniki w latach 80-tych przedstawił Nike. Bezwzględne liczby jednak nie są istotne. Ważne jest to,  że im but cięższy tym większy wysiłek związany z bieganiem. Oczywiście nie jest tak, że waga może być redukowana w nieskończoność. Paradoksalnie gdy but jest zbyt lekki „koszt” biegu ponownie rośnie ze względu na konieczność absorbowania uderzenia przez mięśnie. Walka zatem idzie o zoptymalizowanie wszystkich tych elementów.

Ale może napiszę w końcu coś więcej o Vaporfly 4% które są przedmiotem recenzji 🙂 .

Nike Zoom Vaporfly 4%

Vaporfly 4% mają dwie charakterystyczne cechy:

  • Posiadają ultra lekką piankę Zoom Pebax – 13% lepsza niż pianka EVA i ważąca 2/3 mniej
  • Posiadają w pełni karbonową płytkę w podeszwie dającą optymalną sprężystość tak, aby obciążenia w minimalnym stopniu przenosiły się na łydkę. Płytka ta jest identyczna jak w modelu Nike Zoom Vaporfly Elite

Dane techniczne

Waga: 184 g
Wysokość: pięty 31 mm/śródstopie 21 mm
Drop: 10 mm

Podeszwa

W odróżnieniu od dotychczasowego kierunku minimalizmu buta startowego, Vaporfly (podobnie jak Elite i Fly) nie idzie w ten minimalizm. Tu podeszwa jest nienaturalnie gruba. Drop, czyli różnica pomiędzy wysokością pięty i śródstopia, jest na poziomie 10 mm. Pomimo nachalnemu i masywnemu wyglądowi podeszwy, waga buta to jedyne 180 gram! I tę lekkość rzeczywiście czuć. Nie bez znaczenia jest tu materiał z którego wykonano magiczną płytkę 🙂 .

Technologia ZoomX – w Nike Vaporfly zastosowano piankę ZoomX. Nike twierdzi że daje ona zwrot energii (energy return) na poziomie 85%.

Budowa podeszwy w Nike Zoom Vaporfly 4% –  (źródł: https://news.nike.com)

Zwrot energii prezentował już Adidas przy okazji promowania pianki Boost – dla przypomnienia:

[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=0KHqCpC2ODA[/embedyt]

Według Nike, ZoomX jest oczywiście najlepsza

Cholewka

Górna cześć buta jest ultra przewiewna wykona w technologi Flymesh. Daje to ekstremalne poczucie lekkości. Materiał wygląda na solidny, brak jest tu bocznych „plastikowych” wstawek jak to miało miejsce np. w Streak 4 – te rozpadały się u mnie po 1-2 maratonach 🙂 .

Nike Zoom Vaporfly 4% – światło od środka pokazuje „przewiewność” materiału

Nike Zoom Fly – dla porównania – zdecydowanie więcej materiału i gorsza wentylacja. Grube gąbki dookoła achillesa.

Język w butach należy do minimalistycznych. Jest cienki podobnie jak w Zoom Fly. Przy sznurowaniu trzeba zwracać uwagę na siłę wiązania, bo zbyt mocne ściśnięcie powoduje dyskomfort w podbiciu. Język buta nic nie amortyzuje i na kościstej stopie maratończyka 🙂 może być niewygodnie.
Całość cholewki jest bezszwowa poza jednym szwem biegnącym po wewnętrznej stronie buta. Jednak jest to tak płaski szew że jest zupełnie niewyczuwalny.

Nike Vaporfly 4% – język i otoczenie achillesa jest minimalistyczne. Walka o wagę i aerodynamikę 🙂

Wkładka buta w Vaporfly jest niewyjmowalna – przyklejona na stałe, w przeciwieństwie do Zoom Fly. Nie ma tu zatem ryzyka, że będzie się przesuwać w trakcie wyścigu.
Piętę/achillesa otacza wyraźnie cieńsza ilość materiału w porównaniu z Zoom Fly. Brak jest tutaj grubych wyściółek/gąbek. To dodatkowo przypomina, że mamy na sobie but ukierunkowany na uzyskanie maksymalnej wydajności.

Co z tym 4%

Magiczne 4%  – według Nike 🙂 tyle można zyskać na ekonomi biegu używając tego buta w porównaniu do Nike Streak 6. Taki zysk buty mają dawać amatorom, natomiast zawodnikom z elity same buty powinny przynieść 3,4% zysku 🙂 .  Bardzo dobrze się to pisze a potem dobrze czyta 🙂 .  Marketingowo – mistrzostwo dla Nike, przecież mało kto jest w stanie zweryfikować te 4%, a jak jest coś czego nie potrafimy podważyć to siłą rzeczy musimy w to uwierzyć. Nawet gdyby ktoś był bardzo sceptyczny to pomyśli: „no pewnie 4% to przesada ale 2-3% to pewnie ten but polepszy mój wynik” 🙂 . Czy to amator czy zawodowiec zawsze szuka dodatkowych ,prostych metod na poprawienie wyniku 🙂 .

No to policzmy jakby to miało wyglądać na przykładzie Dariusza. Ile ja mógłbym z tych butów wycisnąć. Tak się składa że miesiąc przed maratonem wykonałem testy wydolnościowe. Dysponuję szczegółowymi danymi odnośnie wykorzystania VO2 na poszczególnych prędkościach. A zatem matematyka wygląda tak:

[ms_panel title=”” title_color=”#fff” border_color=”#0d6fba” title_background_color=”#0d6fba” border_radius=”0px” class=”” id=””]

Maraton biegnę to na poziomie VO2 60 ml/kg/min to jest prędkość 17,5 km/h czyli (3’25”/km). Polepszając to o 4% daje to VO2 62,4 ml/kg/min a to już jest u mnie prędkość 18 km/h czyli 3’20”/km. Zatem teoretycznie sama zmiana butów powinna mi dać czas poniżej 2 h 21 minut w maratonie 🙂

[/ms_panel]

Hmmm – szkoda że tego nie policzyłem PRZED PZU Maraton Warszawski 🙂 . Możliwe że zagrałbym o większą stawkę 🙂 . Być może ograniczeniem w takim wypadku jest jeszcze głowa. Trzeba to będzie sprawdzić w jakiś zawodach planując tempo z większym rozmachem 🙂 . Ale zejdźmy na ziemię.

Moje odczucia

Do każdego nowego buta startowego podchodzę z entuzjazmem 🙂  Ciekawi mnie zawsze, jak będzie mi się w nim biegać. Z kolei zbyt dużo butów już wypróbowałem, żeby spodziewać się nagle jakiegoś przełomu 🙂 . Generalnie jeśli biegasz już w butach typu „rakieta” 🙂 to nie jest Twoim oczekiwaniem, że buty będą Cię pchały do przodu. Jak wiadomo:

To nie but czyni biegacza tylko odwrotnie!

Tym czego oczekujesz od super startówek, jest możliwość biegu przy zminimalizowaniu niedogodności z tego wynikających. Ale jest tak, że but MA znaczenie.

Ocena konkretnych butów zależy w dużym stopniu od tego co już się miało na nogach. Ja mam za sobą maratony biegane w różnych modelach/markach. Niestety nie da się ocenić wpływu poszczególnych modeli na wynik. Podam dla przykładu modele w których już biegałem – oczywiście chodzi tu tylko o maraton:

  1. Asics Ohana Racer TN6B1 – (rok 2008, 2009,2010)
  2. Nike Streak 4 (rok 2012,2013,2014)
  3. Adidas adizero adios Boost 2.0 (rok 2015, 2016)
  4. Nike Vaporfly 4% (rok 2017)

Uzyskane przeze mnie czasy w podanych latach są do wglądu tutaj.

To co można powiedzieć o powyższych butach, to fakt, że są to modele z górnej półki (no może poza Asics). Obiektywnie patrząc, w najlepszej formie byłem w roku 2015. Ale to i tak za mało, żeby cokolwiek porównać. Każdy bieg był inny pod względem grupy z którą biegłem (lub jej braku 🙂 ) oraz pogody.

Patrząc wstecz, na moje poprzednie maratony, najlepiej biegało mi się w butach z dosyć dobrą amortyzacją. Przykładem takiego buta jest Nike Streak 4 w którym czułem się rewelacyjnie.
Bardzo chwalony Adidas Boost, kazał od siebie oczekiwać więcej niż oferowały inne startówki. Nie było jednak rewolucji. Czułem większą wagę buta w porównaniu z innymi ścigaczami, ale ostatecznie okazał się dla mnie równie dobry jak pozostałe. Podobnie jak w poprzednich modelach butów, w Adidas Boost zrobiłem życiówki w maratonie i półmaratonie. W Boostach przebiegłem także ponad 68 kilometrów w debiucie w ultra (Wings For Life).

Co do Vaporfly – zrobiłem w nich w sumie z maratonem około 90 kilometrów, z tego na samych treningach blisko 45 km. Przez cały tydzień poprzedzający test Nike Vaporfly, biegałem treningi w nowych Nike Zoom Fly. To pozwoliło mi lekko złagodzić „efekt” nowości w ocenie Vapor’ów.
Przypomnę że normalnie biegałem treningi w Nike Pegasus które mają przebieg ponad 4,5 tys kilometrów. Przesiadka zatem z tak wysłużonego buta na zupełnie nowy byłaby raczej pozytywna prawie niezależnie od modelu 🙂 .

Pierwszy bieg

w Vaporfly to uczucie przede wszystkim lekkości i elastyczności. Niestety spotęgowane to było wcześniejszym bieganiem w bardzo sztywnych Zoom Fly. W Zoom Fly czuję się jakbym od pięty do śródstopia miał deskę zamiast podeszwy. Nie jest tragicznie ale w porównaniu z Vaporfly to inny level 🙂 . Magiczna karbonowa płytka w Vaporfly chyba ma duże znaczenie. But jest dużo bardziej elastyczny i „responsywny„.  Lekkość buta to istotna cecha którą cenię w startówkach. Boosty – tak jak już wspominałem – za każdym razem są dla mnie te kilkadziesiąt gram zbyt ciężkie. W przypadku Vaporfly waga wydaje się być idealna.
Pierwszym treningiem na który założyłem nowe Vapory było 30 kilometrów w tempie 3’38”/km. Chociaż podczas biegu czułem lekki dyskomfort w okolicach pięty, to później okazało się że jest to kwestia złego wiązania. Potwierdziłem to na następnym treningu „lepiej” sznurując buty – 11 x 1 km po 3’17”/km. Ten but jest rzeczywiście do szybkiego biegania. Mam wątpliwości czy nie więcej korzyści daje zawodnikom biegającym „z pięty”. Gruba pianka w tylnej części buta powinna ułatwiać fazę przetaczania stopy z pięty na palce. Biegając na śródstopiu mam wrażenie, że przez to technologia w bucie nie jest w pełni przeze mnie wykorzystana 🙂 . Patrząc jednak pod kogo były projektowane buty, nie sądzę żeby optymalizowano je pod biegaczy którzy piętą atakują asfalt 🙂 .

Zawody

Podczas samego maratonu ani razu nie myślałem w jakich butach biegnę. Byłem skupiony na wszystkim ale nie na butach. Zupełnie tak, jakbym biegł n-ty raz w swoich wysłużonych startówkach. Jest to dowód na doskonałe dopasowanie – stopa rzeczywiście zdążyła się już ułożyć. Taki powinien być właśnie but – niech tylko nie przeszkadza w biegu a wynik już się zrobi. Wymagana jest tylko dobra forma 🙂 .
Brak surowych danych odnoszących się do „wydajności” buta sprawia u mnie pewien niedosyt 🙂 . Długo zastanawiałem się co by tutaj porównać z poprzednim rokiem/dwoma, żeby uzyskać chociaż jakiś argument/kontrargument – ale mierzalny. Wydaje się, że dobrym pomysłem jest porównanie treningu 30 kilometrów który biegam w okresie przed maratonem. Jest to trening na około 2-2,5 tygodnia przed startem. Wtedy jestem już w dobrej formie. Trening biegam po tej samej trasie w startówkach w których potem atakuje maraton. Porównałem ostatnie 3 lata. Jedyna różnica którą zauważyłem w parametrach które rejestruje Garmin to krótszy średni czas kontaktu z podłożem (Ground Contact Time).
– Nike Vaporly – rok 2017 – 193 ms
– Adidas Boost – rok 2016 – 201 ms
– Adidas Boost – rok 2015 – 202 ms

rok 2015

rok 2016

rok 2017

Nie są to duże różnice, ale tylko to jest zauważalne. Inne parametry są prawie identyczne. Czy coś na tej podstawie można już wywnioskować? Chyba tyle, że Vaporfly rzeczywiście mają lepsze wybicie podczas kontaktu z podłożem w porównaniu z Boostami. Jednak to trochę za mało żeby się nimi zachwycać 🙂 .

Trwałość

90 kilometrów dla buta startowego to żaden przebieg (no chyba że to są Nike Streak 4 🙂 ). Oględziny po takim dystansie pokazują, że pianka się lekko napracowała. Widać zgięcia na podeszwie – jak będzie dalej czas pokaże. Innych oznak używania brak.

Nike Zoom Vaporfly 4% – widoczne ślady użytkowania na piance już po około 90 kilometrach – ciężko stwierdzić czy już to ma wpływ na właściwości buta

Podsumowanie

    Po pierwsze magia 4% – ja nawet wierzę, że takie badania Nike przeprowadził. Jestem w stanie nawet uwierzyć, że te liczby (4%; 3,4%) gdzieś w excelu Nike’a się pojawiły 🙂 . Ale ja miałem okazję testować te buty, wiem z treningów w jakiej formie byłem w porównaniu z poprzednimi latami. I w końcu wiem, co to znaczy poprawić ekonomię biegu o 4% w maratonie. U mnie jest to równoznaczne z poprawą o 4 minuty. Z chęcią bym pobiegł maraton w swoich Nike Pegasus zamiast w Vaporfly, oby tylko biegła przede mną szóstka biegaczy uformowanych w grot strzały a przed nami jechała Tesla z ogromnym zegarem na dachu. Stawiam Ptasie Mleczko, że wynik byłby dużo lepszy od mojej życiówki 🙂  – nie sekundy a minuty.

Dla tych którzy oczekują, że but sprawi, że nagle pobiegną mega czas – będzie to chyba rozczarowanie 🙂 . Dla tych którzy są w formie, but nie przeszkodzi w uzyskaniu dobrego rezultatu a nawet może trochę pomóc! Szczególnie jeśli do tej pory biegali w butach ze średniej półki. Tylko trzeba mieć dużo wiary/treningu mentalnego 🙂 . Sam efekt nowego buta już robi różnicę. Lepsza jest wtedy sprężystość podeszwy w porównaniu z butami, które mają już ileś maratonów za sobą. Z tym że to jest prawdziwe niezależnie od modelu/marki. Takie podsumowanie pasuje w zasadzie do każdego buta w którym do tej pory biegałem 🙂 .

7 komentarzy

    • Buty zostały mi sprezentowane, ale nie był to producent tzn. Nike.
      Możliwe że nie pod tym kątem pytasz, ale korzystając z okazji (bo w recenzji tego zabrakło) napiszę, że nie ma obaw jeśli chodzi o mój obiektywizm co do tej recenzji. Zresztą chyba nawet nic na to nie wskazuje 🙂

  1. Dobra, merytoryczna recenzja, jednak „przedsiemwzięcia” bije po oczach mocniej, niż Tyson, Kliczko i Joshua razem wzięci…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opublikuj komentarz